poniedziałek, 28 stycznia 2013


Na początek przepraszam za 2 tygodnie nieobecności. Strasznie mi przykro z tego powodu, wybaczycie ?



Tyle różnic, a jednak tak bardzo do siebie podobni. Inne pragnienia, a jednak powiązane ze sobą. Zupełnie inne marzenia, w których oboje nie mogą znaleźć dla siebie miejsca. Inne przeżycia, ale podobne do siebie. Inne plany na przyszłość, a jednak oboje widzą w nich siebie otoczonych miłością. Zabrało czegoś. Straciliśmy wszystko, ta miłość odeszła.
- Na pewno tego chcesz ? – usłyszała zachrypnięty głos po swojej prawej stronie, który od razu odbił jej się w uszach a tym czasie zdążyła zacisnąć ręce w pięści. Zamknęła oczy dokładnie analizując pytanie. Nie bała się na nie odpowiedzieć, nie czuła strachu, nie miała powodu, aby się bać – w końcu wmawiała sobie, że jest silna i zniesie wiele. Prychnęła z pogardą patrząc na walizkę za sobą - właśnie ucieka z rodzinnego domu, bo nie może znieść widoku miłości swojego życia, która nie odwzajemnia jej uczuć, a pokłada je w kimś innym. Pokręciła głową z dezaprobatą czując jak jej oczy zachodzą łzami.
- Nie mam innego wyjścia. – odparła niewzruszona nabierając powietrze w płuca, a także obracając się w stronę rozmówcy. Lewitował nad ciemnym asfaltem wpatrując się w jej twarz. – Jestem stuknięta. – zaśmiała się wycierając końcówką rękawa bluzy mokre policzko od pojedynczej łzy.
- Nie jesteś. – odpowiedział uśmiechając się do niej. Patrzyła na niego z tęsknotą, to właśnie od jego odejścia jej życie stało się piekłem, to przecież wtedy się wszystko zaczęło. Dobrze pamiętała spędzone razem wieczory, każdą rozmowę, słyszała jego śmiech, a przecież tak wiele minęło. Napawała się jego widokiem mając cichą nadzieję, że żyje jakimś złym snem, najgorszym koszmarem. Wzniosła oczy ku niebu pozwalając, aby kolejne łzy spłynęły po jej twarzy zmywając mocny makijaż.
- Dlaczego tylko ja Cię widzę ? – zapytała nie spuszczając oczu z błękitnego nieba i śnieżnobiałych chmur, które jako jedyne budziły w jej sercu pewnego rodzaju szczęście i uśmiechnęła się delikatnie przypominając sobie o jego obecności.
- Bo tylko Ty kochałaś mnie najmocniej i szczerze. – wyszeptał po cichu przybliżając się do jej ciała. Bella opuściła swój wzrok i przeniosła go na chłopaka. Jego zielone oczy błyskały nadzieją, której jej brakowało. Kiedy był coraz bliżej niej poczuła wszechogarniające ją ciepło, jego obecność. Zamknęła oczy rozkoszując się tym i przywołując wspomnienia.
- Nie martw się, nie zostaniesz sama. – powiedział spokojnie próbując złapać jej bladą dłoń. Z utęsknieniem stanął bliżej niej i objął niewidzialnym ramieniem dodając otuchy. Bella mimo, że nie mogła poczuć wszystkiego wyraźnie to uśmiechnęła się wiedząc, że jego słowa to prawda. Chciała, aby ta chwila trwała wiecznie, ale przyzwyczaiła się, że jej życie jest pełne rozczarowań i chwil pękających tak szybko jak bańka mydlana – nagle są, a za sekundę już ich nie ma.
Westchnęła cicho wiedząc, że dawne czasy już nigdy nie wrócą, lecz nie zamierzała ponownie rozpaczać nad sobą, już nigdy więcej. Przełknęła ślinę a następnie nabrała powietrza w płuca odpychając od siebie przytłaczający nastrój.
Walizka stawała się coraz cięższa z każdym krokiem, który stawiała na idealnie równych chodnikach. Zdeterminowana szła przed siebie zagryzając wargę. Zaczyna od nowa, ucząc się odpowiedzialności i samodzielności w czekającym ją dorosłym życiu, co przerażało dziewczynę. Sama nie miała pojęcia jak to wszystko będzie wyglądać, ale nie bała się zmian. Zmiany często są dobre, to właśnie zmiany sprawiają, że stajemy się lepsi. Miała nadzieję, że tak będzie i z nią.
Bella odgarnęła blond kosmyk z jej czoła i przystanęła na chwilę rozglądając się dookoła. Chciała zapamiętać Denver jako najwspanialsze miasto na całym globie. Wychowała się tutaj i po mimo tego, że tak naprawdę nie zasługiwała na tak kochaną rodzinę znalazła się w niej, została otoczona miłością. Uśmiechnęła się delikatnie przypominając sobie wszystkie sytuacje, w których pomogła jej przybrana mama, nie sposób tego zliczyć. Była wdzięczna im za tak udane życie, ale zmarnowała je. Weszła na ścieżkę, która nie była warta ceny. Nic jej teraz nie pozostało. Opuściła głowę i chwytając za rączkę walizki zwróciła się ku budynkowi lotniska, który od niedawna mogła dostrzec. Wszystko nakazywało jej wsiąść w pierwszy, lepszy samolot i opuścić to miasto raz na zawsze, ale jej serce biło w poprawny sposób tylko tutaj. Przyśpieszyła kroku i już niedługo stała przed wejściem na halę. Wzięła jeden, krótki oddech i pchnęła przezroczyste drzwi. Kiedy tylko przekroczyła próg budynku poczuła się nieswojo. Wszechogarniający ją huk, stukot, krzyki oraz głośne rozmowy wyprowadzały ją z równowagi. Uniosła wysoko głowę szukając miejsca gdzie może nabyć bilet. Jedyne na co natrafiła to kolorowa tablica wylotów samolotów. Zaciskając rękę na walizce przyglądała się jej z zaciekawieniem. Już niedługo odlatywał Meksyk, a tuż po nim Francja, jednak ani pierwsze, ani drugie państwo nie zadowalało dziewczyny. Chciała dużej zmiany, nie chciała znaleźć się byle gdzie. Chciała wybrać miejsce tak, aby jej dziecko miało tam wszystko czego potrzeba, zupełnie wszystko. Westchnęła cicho widząc jak na tablicy zmieniają się kolejne litery i cyfry. Wzrok blondynki przykuła nowa nazwa na świecącej tablicy – Włochy, słoneczny Mediolan, samolot już za kilka godzin. Uśmiechnęła się skręcając w lewo mając nadzieję, że to dobra droga do zdobycia biletu.
Minęło parę minut zanim blondynka znalazła punkty do kupna biletów. Stanęła w niemałej kolejne, ale po chwili usiadła na walizce opierając łokcie na kolanach. Już za kilka godzin zacznie nowe życie, całkiem nieznane, ale stawi mu czoła i poradzi sobie. Co chwilę spoglądała na swój brzuch, po którym jeszcze nie było widać nic, ale mimo wszystko czuła ciepło w środku świadczące o obecności maleństwa.
Kolejna szła cały czas w przód, aż w końcu nadeszła kolej Belli. Nachyliła się nad okienkiem i poprosiła o bilet do Mediolanu. Musiała wypełnić trochę papierków, ale po kilku minutach trzymała go w ręce. Jej lot miał się rozpocząć za całe półtorej godziny, a blondynka nie miała pomysłu jak spędzić ten czas. Przysiadła na krześle nieopodal bramek i podparła głowę zamykając na chwilę oczy. Miała cichą nadzieję, że niedługo pojawi się Justin, pobiegnie za nią, a nawet wskoczy na pokład samolotu i będzie błagał, aby została, może nawet wyzna jej miłość jak na wszystkich filmach o trwałym uczuciu. Jednak dobrze wiedziała, że jej historia się tak nie skończy, gdyż po głębszym zastanowieniu nie było nawet cienia nadziei na takie zachowanie chłopaka, on znalazł swoją miłość.
- Wiedziałem, że nie wytrzymasz. – usłyszała roześmiany głos, który zmusił ją do otwarcia oczu. Spojrzała na chłopaka, który przerwał jej rozmyślenia i zarumieniła się. Blondyn uśmiechał się szczerze do dziewczyny układając rękę na jej ramieniu. Bella czuła się nieswojo w jego towarzystwie, w towarzystwie wielu par ludzkich oczu, który wiedzieli kto to Niall Horan. Wzięła głęboki oddech i niezdarnie strzepała rękę chłopaka przesuwając się nieco dalej.
- Nie masz pojęcia co mnie do tego zmusiło. – odparła unosząc wysoko głowę. Irlandczyk przypatrywał się jej z ciekawością i nie ukrywaną radością. Przecież takiego go zapamiętała. Był uśmiechnięty, szarmancki i do tego pomocny w wielu sytuacjach, ale sama to wszystko przekreśliła. Patrząc na blondyna dobrze wiedziała, że nie potrafiłaby być z osobą sławną i jeszcze na tak wielką skalę światową. Czułaby się dziwnie zwyczajna i niepotrzebna. Ogarnęła włosy za ramię i spojrzała w niebieskie oczy roześmianego chłopaka, który nagle spoważniał.
- Naprawdę się martwię. – wyszeptał przesuwając jedną z jej dłoni w swoją stronę. Bella nie zaprzestała tego gestu. Pozwoliła, aby zamknął jej rękę w swojej. Poczuła się lepiej kiedy choć przez chwilę mogła przyznać, że ktoś się nią interesuje. W prawdzie Niall był z nią tylko przelotem i pewnie z grzeczności, ale była mu wdzięczna. Przełknęła ślinę i podnosząc wzrok na chłopaka zmarszczyła brwi nie wiedząc jak się wysłowić, a przecież wszystko było tak łatwe to opowiedzenia.
- Jestem z Tobą w ciąży. – powiedziała cicho, aby nikt przypadkiem nie usłyszał nowinki o sławnym Horan’ie po czym dokładnie przypatrywała się zmieniającym się wyrazom twarzy blondyna. Pewnie sam nie wiedział co myśleć. Bella pokiwała głową i parę razy puknęła się w nią. – Niall, powiedz coś. – odparła błagalnie przenosząc wzrok na zdezorientowanego chłopaka, który bawił się własnymi palcami zagryzając wargę. Niebieskooka poprawiła się na swoim miejscu założyła nogę na nogę. – Nic od Ciebie nie oczekuję, nie martw się o to. – powiedziała spokojnie, aby załagodzić jakiekolwiek myśli chłopaka jednak ten nic nie odpowiedział. Siedział na słup i wpatrywał się w jasną posadzkę. Cisza stawała się męcząca, wręcz nie do zniesienia. Horan podniósł się z krzesła i stanął przed dziewczyną zmuszając ją, aby spojrzała mu w oczy.
- Dlaczego dowiaduje się dopiero teraz ?! – zapytał zdenerwowany zaciskając ręce w pięści. Bella została zbita z tropu. Przyglądała się zdenerwowanej twarzy chłopaka i nie rozumiała jego zachowania. Zamknęła na chwilę oczy i pokręciła głową z niedowierzaniem.
- To nie ma znaczenia. – odparła niewzruszona patrząc na niego błagalnie. Niall usiadł z powrotem na krześle przecierając twarz rękoma. Sam nie mógł w to uwierzyć, ale w tej chwili nie żałował.
- Ale to ja jestem ojcem ! – krzyknął głośno, tak, że jego głos rozniósł się echem po całej hali, a większość ludzi obróciła się w ich kierunku. Patrzył na blondynkę z wyrzutem, ale w jego spojrzeniu nie zabrakło też współczucia i miłości.
- To nie ma znaczenia. – ponowiła swoją odpowiedź i wstała z krzesła odpychając od siebie chłopaka. Złapała swoją walizkę i pognała do wejścia do samolotu, choć zostało jeszcze wiele czasu. Blondyn pognał za nią. Zatrzymali się koło bramek, przez które blondynka miała przejść.
- Nawet nie dajesz mi szansy. – zauważył smutno wyciągając rękę w jej kierunku.
- Nie potrzebujesz jej Niall ! – wrzasnęła zdenerwowana zagryzając po chwili wargę. – Ty już masz swoje życie ! - dodała po chwili nieco ciszej, ale wciąż uniesionym tonem zamykając oczy. Próbowała się uspokoić. Oddychała głęboko, lecz czuła, że traci siły. Kiedy poczuła, że wszystko wróciło do normy otworzyła oczy nic tak naprawdę nie było w normie. Zauważyła, że wszyscy się na nią patrząc i lekko uśmiechają. Dopiero po chwili przeniosła wzrok na blondyna, który uklęknął przed nią na jedno kolano i chwycił jej dłoń. Przełknęła ślinę otwierając szeroko oczy.
- Co ty robisz do cholery? – zapytała nie utrzymując z chłopakiem kontaktu wzrokowego.
- Bello, nie obchodzi mnie jak to dziecko zmieni moje życie. Nie obchodzi mnie to ile stracę, bo wiem, że zyskam o wiele więcej. Mogę poświecić wszystko, dla tej małej osóbki, którą w sobie nosisz. Ona jest nasza i tak będzie zawsze, więc musisz wiedzieć, że kocham Cię i jestem w stanie zrobić dla Ciebie wszystko, a Ty ? – zapytał z czułością delikatnie głaszcząc nawierzchnię jej dłoni.
- Nienawidzę tego typu szopek. – odparła ostro wyrywając dłoń z uścisku chłopaka. Złapała za swój bagaż i czym prędzej podeszła do bramek gdzie została przeszukana. Choć w jej głowie się gotowało od natłoku sytuacji, słów i zdarzeń to szła przed siebie i nie myślała o niczym, aż nie usiadła w wygodnym siedzeniu samolotu zgarniając od stewardes’y ciepłego koca. Otuliła się nim i ukryła twarz w dłoniach czekając na start.
Za oknem słońce chyliło się ku zachodowi i nic nie wskazywało na jakieś załamania pogody. Ptaki wracały do swoich gniazd. Ludzie wracali do swoich rodzin po ciężkim dniu pracy. Wszyscy pragnęli jedynie odpocząć. Przytulić się do poduszki i nie myśleć o kolejnym, trudnym dniu w ich życiu.
Bella zwinięta w koc uroniła parę łez, ale z bezsilności. Ostatecznie czuła, że dobrze wybrała i nie zmieni swojego zdania. Oparła głowę o fotel i zamknęła oczy zapominając o wszystkich przykrościach. Miała parę godzin, aby po prostu pogodzić się z przeszłością, zaakceptować i oddać w niepamięć. Znów zaczynała z czystym kontem. Musiała się pogodzić z własnym wyborem, ale jak kiedy jej serce krzyczało i rwało każdy centymetr jej ciała, aby wrócić do jej prawdziwego domu. Zamknęła oczy kładąc jedną z dłoni na swój brzuch, a przy tym przypominając sobie dzisiaj usłyszane słowa :
- Nie zostaniesz sama.

Mediolan zdawał się bardzo starym miastem, które było odporne na jakiekolwiek nowinki. Bella od razu poczuła się tutaj swojo. Uśmiechała się do mijanych kamienic i czasami dotykała starego tynku na nich. Wszystko ją zadziwiało. Czuła, że wybrała dobrze. Przeszła między ludźmi gdzieś w stronę oświetlonego hotelu, który wyglądał całkiem dobrze. Oglądając jeszcze raz okazałą fontannę przed hotelem westchnęła dotykając zimnej wody wypływającej z jednej strony. Przemyła w niej swoje ręce kierując się do wejścia. Budynek, tak samo jak jego wnętrze nie wyróżniało się niczym szczególnym. Blondynka skierowała się do recepcji i wykupiła pokój na parę nocy. Nie chciała tracić znacznej kwoty pieniędzy na sam pobyt tutaj, chciała również znaleźć pracę, ale jak na razie nie wskazywało na to. Po otrzymaniu klucza znalazła się w swoim pokoju, który składał się z małej kuchni, łazienki, saloniku oraz sypialni. Nie potrzebowała więcej. Swoją walizkę postawiła przy wejściu a sama usiadła na wygodnej kanapie pośrodku pokoju. Wyjęła z kieszeni telefon i odblokowała. Jej oczom ukazały się setki sms’ów i nieodebranych połączeń – na przemian od Justina i Niall’a. Dziewczyna nie wzruszyła się żadnym z nich. Wyciągnęła kartę z telefonu i położyła ją przed sobą na drewnianym stoliku. Miała zacząć wszystko od początku, więc nic i nikt nie mógł jej przeszkodzić.

* * *


Boże, naprawdę przepraszam.
Nie było mnie tyle, a jeszcze takie gówno dodaję.
Jest sens pisania tego ? 

EDIT : - Lecimy z hejtami, lecimy ;)


Dziękuję za wsparcie,
thatbeeasy
19.11.2012 o godz. 16:58
thatbeeasy
Błagam nie panikujcie tak, przecież nie jestem nikim wyjątkowym. Po za tym potrzebuje czasu, bo nie mogę z siebie wyciągnąć ani wyrazu, który mogłabym napisać. Do tego dochodząc problemy, które niedawno się rozwiązały, ale chyba wciąż gdzieś siedzą, ale jestem człowiekiem pełnym nadziei jak Skawiński, więc będzie dobrze, ale szczerze to boję się wracać i obiecać, że dodam rozdział. Nie wiem. Przekonałam się, że posiadanie pomysłu na dalsze rozdziały nic tak naprawdę nie znaczy. trzeba od czegoś zacząć i na czymś skończyć, a tego nie potrafię znaleźć. Co z tego, że sięgam wyobraźnią do 25 rozdziału, skoro to kompletnie nic nie znaczy.
Przykro mi, że wiele z Was ma do mnie żal, ale po części rozumiem wszystko. Przykro mi, że Was zostawiłam, ale uwierzcie mi, że w takich uczuciach jakie pisałam tamten post nie można było inaczej, musiałam i szczerze przepraszam.
Pogorszyło się u mnie z pisaniem. Widzę to nie tylko po tym co próbuję napisać, ale też po ocenach z polskiego. Okazuje się, że naprawdę jest gorzej niż myślałam, a może sobie tylko odpuszczam. Nie uważam się za kogoś równego Szekspirowi, czy J.K. Rowling - ja jestem amatorem i nie wstydzę się tego, bo każdy z nich zaczynał od zera. - ostatnio sobie ciągle to powtarzam i chyba czuje efekty. Może coś dodam niedługo, może sama już nie wiem co się dzieje. Może się wyczerpałam na jakiś czas, może po prostu to szkoła mnie przerasta, bo w sumie każdy by miał dosyć. Jakoś nie widzę siebie za rok w III gimnazjum, nie widzę siedzącej się w ławce na teście gimnazjalnym, ta przyszłość mnie przerasta, a nawet nie nadeszła.
Dobra. Chciałam, aby napisać jaki był powód, aby więcej osób już na mnie nie najeżdżało z tego powodu. ale przyznam, że się nie dziwię.
Po za tym chciałam jeszcze podziękować za 31 komentarzy pod rozdziałem 18, dziękuję. Bardzo się cieszę, że doceniacie moją pracę, choć wciąż nie jest dobra.
Śle siłę na ostatni dzień tygodnia i życzę samych ciepłych dni pośród tego zimnego, zachmurzonego, mglistego tygodnia! :)
Tagi: *.*
15.11.2012 o godz. 17:47
thatbeeasy



Blog zamknięty.
Tagi: *.*
12.11.2012 o godz. 07:54
thatbeeasy
Napisz szczerą opinię


Obudziła się obok stosu mokrych chusteczek, w które jeszcze wczoraj wypłakiwała swoje smutki. Otworzyła zapuchnięte, niebieskie oczy i lekko pokręciła głową czując ból karku. Delikatnie podniosła się do pozycji siedzącej i powoli rozmasowała bolące miejsce, a w międzyczasie wspominała wczorajszy dzień. Westchnęła bezradnie przypominając sobie brązowowłosą piękność, a jednocześnie dziewczynę Justina. Uniosła się z miękkiego materacu rzucając jednorazowe spojrzenie zegarowi ściennemu przyglądając się wskazówkom. Było bardzo wcześnie, a ona nawet nie miała planu na dzisiejszy dzień. Poklepała się po czole i leniwym krokiem podeszła do szafy wyciągając z niej po chwili krótkie, czarne spodenki obsypane ćwiekami oraz lekką, zwiewną bluzkę a pod nią bokserkę. Komplet ubrań przewiesiła sobie przez ramię i ruszyła do łazienki, gdzie odłożyła je na małą szafkę. Bella przystanęła przed lustrem i uniosła wzrok wprost na swoje odbicie. Wydała z siebie cichy jęk widząc rozmazany makijaż. Jak najszybciej doprowadziła swoją twarz do porządku, a już po chwili nakładała kolejną warstwę tuszu na rzęsy. Uśmiechnęła się nieśmiało do swojego odbicia i zaczęła układać włosy. Jak zwykle odgarnęła je na jedną stronę. W części zadowolona z efektu założyła świeże ubrania i jak najszybciej opuściła łazienkę oraz swój pokój. Zbiegła po schodach, w całkiem dobrym humorze trzymając w ręce parę, czarnych trampek. Jak najszybciej chciała zapomnieć o wczorajszym dniu. Wypuściła zbędne powietrze z ust i z wymuszonym uśmiechem weszła do kuchni zatrzymując się w drzwiach. Przy blacie kuchennym stała ciemnowłosa dziewczyna. Bella przymknęła na chwilę oczy i pokręciła głową spuszczając ją w dół. Bez dłuższego zastanowienia weszła do pomieszczenia, bo przecież to był jej dom. Otworzyła lodówkę wyciągając z niej kefir a z innej szafki czekoladowe płatki. Usiadła do stołu obserwując brunetkę szykującą kanapki. Niewątpliwie miała na sobie koszulkę Justina, która ledwie zakrywała jej tyłek. Bella prychnęła pod nosem kiedy zauważyła, że owa dziewczyna wcale nie jest brzydka. Miała długie nogi, naturalnie opalone. Blondynka zagryzła wargę z zazdrości i czym prędzej spuściła wzrok zabierając się do jedzenia śniadania. W duszy miała nadzieję, że Justin jej wcale nie kocha a to wszystko jest tylko głupią grą, ale z chwili na chwilę przestawała tracić jakąkolwiek wiarę. Nawet cieszyła się, że Justin zazna trochę szczęścia. Brunetka zapewne nie miała żadnych kłopotów, żadnych nałogów, pewnie miała masę przyjaciół no i oczywiście na pewno nie oczekiwała dziecka. Blondynka westchnęła, a w tej samej chwili dziewczyna jej przyrodniego brata obróciła się lekko podskakując w górę. Jej wyraz twarzy wskazywał na to, że naprawdę się przestraszyła. Oparła się dłońmi o blat i zamknęła oczy oddychając głęboko. Po chwili otworzyła je i nerwowo wpatrywała się w Bellę. Dziewczyna miała teraz okazję oglądać wybrankę chłopaka w całości. Miała piękne, zielone oczy, zaróżowiałe policzki i pełne usta, jednak to właśnie jej oczy najbardziej przykuwały uwagę blondynki, w końcu kiedyś widziała takie piękne oczy, byli nawet do siebie podobni. Niebieskooka szybko się otrząsnęła i bez większego entuzjazmu powiedziała :
- Nie chciałam Cię przestraszyć.
Brunetka tylko machnęła ręką i podeszła bliżej dziewczyny poprawiając swoje brązowe włosy opadające na jej twarz.
- To ja Cię nie zauważyłam. – wyjaśniła z lekkim błyskiem w oku. – Jestem True. – wyciągnęła przed siebie rękę i delikatnie się uśmiechnęła. Bella mimo tego, że od pierwszego wejrzenia nie lubiła tej dziewczyny to uścisnęła jej dłoń i przedstawiła się z uśmiechem :
- Bella.
Między dziewczynami zagościła cisza. Żadna z nich się nie odezwała choć patrzyły na siebie w skupieniu. Kiedy wsłuchiwały się w ciszę mogły usłyszeć lejącą się wodę w łazience. Znudzona blondynka kilka razy zanurzyła łyżeczkę w płatkach, ale wszelka ochota jedzenia zniknęła. Opadła na krzesło i przekrzywiła głowę w bok nadal czując ból karku.
- Sprowadziłaś się tu niedawno, prawda ? – zapytała zaciekawiona spoglądając w stronę True, gdyż nigdy jej tutaj nie widziała.
- Tak. – wyznała poprawiając idealnie wyprostowane włosy sięgające do samych bioder. – Musiałam pozałatwiać parę spraw po moim bracie. – dodała po chwili widząc, że wcześniejsza odpowiedź nie zadowalała jej rozmówczyni. Bella pokiwała głową i spuściła ją w dół zaczynając bawić się łyżką.
- A jak się nazywa Twój brat ? Może go znam. – odparła obojętnie, aby jakoś podtrzymać ich rozmowę, choć w duchu błagała, aby już się zakończyła, nawet nieszczęśliwie. Dziwiła się sama sobie, że jeszcze nie opuściła pomieszczenia ignorując dziewczynę.
- Nazywał się. – poprawiła ją True po chwili i od razu posmutniała odwracając się w stronę dużego okna kuchennego, które idealnie ukazywało całą ulicę. – Travis. –westchnęła zamykając powoli oczy. W sercu Belli otwarła się świeżo zamknięta rana, od razu zaczęła piec. W oczach blondynki zaczęły się zbierać łzy, które jak najszybciej zaczęły spływać po jej policzkach. Dziewczyna rozpłakała się i czym prędzej wstała od stołu wychodząc z kuchni. To na pewno nie był zbieg okoliczności – te oczy. Przełknęła ślinę biegnąć po schodach trzymając dłonie na twarzy. Znów nie przypuszczałaby, że jest tak słaba, i tak szybko pozwala, aby przeszłość ją niszczyła.
- Bells ? – usłyszała kojący głos gdzieś niedaleko niej. Przystanęła kiedy pokonała schody i rozejrzała się dookoła nie widząc zbyt dokładnie. Cały świat dla niej dryfował, w dodatku był zamazany, lecz dobrze widziała ciemną sylwetkę Justina. Szedł ku niej z wymalowaną troską na twarzy. Prychnęła cicho przez łzy i obserwowała jego ruchy. Nie minęła chwilę a znalazła się w jego ramionach, tak po prostu zapach jego perfum otulił ją, tak po prostu zabrał jej cały smutek sprzed oczu, tak po prostu zabrał ją do lepsze świata – bez zbędnych słów. Mimo, iż wiedziała, że nie powinna to chwyciła kawałek jego koszulki i zacisnęła w ręce wtulając się w jego ciepły kark. Biorąc kolejne oddechy nie czuła nic innego oprócz mocnego zapachu wody po goleniu, którą tak uwielbiała, a teraz nagle zaczęła jej przeszkadzać. Odetchnęła i odepchnęła od siebie bruneta patrząc na jego zdezorientowaną twarz zaczerwienionymi i rozmazanymi oczami. Zacisnęła na chwilę usta i wciągnęła powietrze pozwalając sobie na uspokojenie się. Chwilę po tym otworzyła niebieskie tęczówki i spojrzała na chłopaka.
- Zrobiłeś to specjalnie. – wyszeptała pewna swoich słów i złości, a jednak opanowana do granic możliwości. Stali niedaleko siebie i wpatrywali się w swoje oczy. Jedno nie wierzyło drugiemu. Jego chciało dobrze, drugie chciało jeszcze lepiej.
- Serce nie … - zaczął cytować jakieś głupie przysłowie, których blondynka nienawidziła i miała po uszy.
- Tak, nie sługa ! Wiem o tym.- zapewniała bruneta ze łzami w oczach. – Dlaczego akurat ona ? – zapytała błagalnym tonem podchodząc do niego. Widział w jej oczach łzy, które bez jej zgody spływały po zaróżowiałych policzkach, a tym samym zmywały dużą warstwę makijażu.
- Ja nie wiem. – odparł równie cicho i jeszcze bardziej przybliżył się do dziewczyny. Oparł czoło o jej głowę i patrzył w jej oczy. Już dawno przyznał przed sobą, że te niebieskie diamenciki są dla niego najważniejsze, ale przecież ona wciąż była jego przyrodnią siostrą, którą traktował tak przez całe życie. Westchnął cicho odgarniając jej z twarzy kosmyk blond włosów. Zwilżył usta przykładając rękę do jej serca. Czuł jego bicie, biło wystarczająco mocno i szybko, aby mógł stwierdzić jak bardzo na nią dział. Wziął swoją rękę z jej klatki piersiowej i ułożył ją na brzuchu nastolatki przełykając ślinę. Dobrze wiedział, że w jej życiu wszystko szybko się zmieniło. Współczuł jej jak nigdy, ale był bezsilny. Nie potrafił jej pomóc, a tym bardziej nie potrafił kochać wiedząc, że to nie on może powiedzieć o tym maluszku –moje dziecko. Posmutniał i opuścił swoje ręce wzdłuż ciała. Nawet cisza między nimi była przyjemna. Ich oddechy łączyły się w jeden. Ich serca współgrały i razem wybijały rytm jednej piosenki. Ich oczy mówiły tak wiele, lecz usta – one milczały.
- Jadę na trening, muszę poćwiczyć nogę. – wyznał brunet przerywając cisze, a także niszcząc nastrój. – Mogę Cię podwieź do szkoły, mogłabyś nadrobić zaległości. W końcu istnieje coś takiego jak szkoła letnia. – dodał po chwili mówiąc jakby bez końca. Bella poczuła się urażona jego słowami i tak szybką zmianą nastroju, humoru i biegu rozmowy, lecz tylko westchnęła i pokiwała twierdząco głową, choć sama wiedziała, że jej edukacja nie ma już szans.
Znalazła się w swoim pokoju. Głośno wypuściła powietrze z ust i opadła na łóżko czując jak każdy, nawet najmniejszy problem ją przygniata. Bolał ją brak pomysłu na swoje życie, bolała ją samotność, a jeszcze bardziej bolało to co w niej siedziało. To coś domagało się czegoś upragnionego. Westchnęła odliczając dni od ilu nie brała. Minęło sporo czasu, lecz dopiero teraz wyraźnie czuła, że ma potrzebę. Uniosła się na łokciach i obejrzała dookoła. Sama już nie pamiętała gdzie schowała wszystko co miała. Usiadła na łóżku i zamknęła oczy szukając odpowiedzi. Jednak zobaczyła tylko jego oczy. Zielone oczy, jak trawa w lecie. Zatęskniła podciągając nosem. Może gdyby wciąż był z nią to wszystko potoczyłoby się inaczej. Wstała z łóżka i podeszła do szafy wyciągając wszystko bluzki. Kiedy półeczka opustoszała Bella bez trudu dojrzała małe opakowanie. Sięgnęła po nie i siedząc na dywanie rozwinęła przed sobą. Jej oczy zaświeciły się, gdy zobaczyła z dziesiątki tabletek, który miały jej dać wyśniony spokój. Sięgnęła po jedną, bo jedna nie daje, aż tak dobrego efektu, a przecież nie chce, żeby coś się stało dziecku. Obróciła ją parę razy miedzy palcami i rozważała wszystko za i przeciw. Wiedziała, że robi źle, ale chęć i potrzeba były zbyt silne. Zamknęła oczy i ułożyła tabletkę na języku chwilę później ją połykając. Fala ciepła nie nadeszła od razu, musiała poczekać. Uśmiechnęła się, gdy znów to czuła. Oparła głowę o łóżko i zacisnęła oczy rozkoszując się nastrojem. Nagle ktoś zapukał do drzwi.
- Bella, jeżeli chcesz z nami jechać musisz się już zbierać. – usłyszała pogodny ton brunetk, a po chwili drzwi do jej pokoju uchyliły się, a przez małą szparę wystawała głowa True. Jej uśmiech momentalnie zszedł jej z twarzy, gdy zrozumiała, że nie miała prawa wejść, a już dopiero zobaczyć co się tutaj dzieje. Bella czym prędzej wstała z pokoju i stanęła z brunetką twarzą w twarz. Mogła ponownie podziwiać i przypominać sobie jego zielone oczy jednak czar szybko prysł.
- Wyjdź. – warknęła niegrzecznie zapominając o manierach po czym wypchnęła dziewczynę zza drzwi, po których za chwilę zsunęła się i znów siedziała na ziemi jednak jej odpoczynek nie trwał długo. Wstała i posprzątała porozwalane koszulki oraz schowała tabletki. Minutę poświęciła swojemu wyglądowi, aby móc pokazać się ludziom. Wyszła z pokoju i skierowała się ku schodom. Kiedy zeszła z ostatniego stopnia w małym korytarzu pojawił się Justin i jego dziewczyna z założonymi rękami na piersiach. Chłopak cicho westchnął i obrzucił przyrodnią siostrę wrogim spojrzeniem. Bella nijak zareagowała na zachowanie tej dwójki i bez pośpiechu ubrała na nogi buty. Wszyscy trzej opuści dom w różnych humorach. Blondynka obiecała dać sobie ostatnią szansę. Wypuściła powietrze z ust wsiadając na tyły auta Justina. Po chwili drzwi z obu stron zostały zamknięte, a w samochodzie rozległ się dźwięk jakieś piosenki, której dziewczyna nie miała sposobności znać. Opadła na siedzenie i z nudów liczyła sekundy. Kiedy kończyła przy piętnastej minucie samochód stanął. Bella wyskoczyła z niego jako pierwsza i nie wypowiadając ani słowa ruszyła w kierunku szkoły słysząc za sobą wołanie brata :
- Mamy godzinę.
Prychnęła pod nosem i przyśpieszyła kroku wbiegając na murowane schody, które pokonała bardzo szybko. Przeszła przez próg szkoły przełykając ślinę. Pierwszy raz panowała w niej kojąca cisza, która nie przeszkadzała blondynce. Patrząc na swoje buty powędrowała na klasy, z której dobiegały krzyki. Drzwi były uchylone, zauważyła to już z daleka. Zbliżając się do klasy coraz bardziej się bała, lecz zacisnęła pięści i stanęła w drzwiach rozglądając się po klasie matematycznej, w której siedzi jej dawni znajomi. Stała jak zaczarowana, ani drgnęła.
- Patrzcie, patrzcie. – zaśmiała się czerwono włosa Alice i zeskoczyła z ławki, na której siedziała podchodząc do blondynki. – Jak się miewa zabójczyni ? – zapytała nad jej uchem, gdyż była od niej wyższa. Bella próbowała ignorować każde słowo jakie usłyszała, lecz nie potrafiła. Czuła jak łzy cisną jej się do oczu, lecz mimo wszystko weszła do klasy i zajęła pierwsza ławkę. Czuła na sobie wzrok każdego z licznej grupy.
- Ej, Bieber ! – zawołał Eric szturchając dziewczynę. Bella obróciła się i ujrzała uśmiechnięte buzie całej czwórki jej znajomych, którzy układali palce w charakterystyczną broń. Blondynka powoli nie mogła wytrzymać. Obróciła się, lecz ciągłe śmiechy i obgadywanie wytrącało ją z równowagi, a dobrze wiedziała, że stres jej nie posłuży. Wstała z krzesła i opuszczając ławkę wyszła z klasy. Kiedy przekroczyła próg korytarza z jej oczu zaczęły spływać łzy. Miała ich już dosyć. Sama nie wiedziała skąd bierze się ta słabość. Może dlatego, że była nieszczęśliwie zakochana i wszystko działało na nią bardziej niż kiedykolwiek, do tego ciąża. Usiadła na chwilę pod ścianą i złapała parę oddechów ponownie dzisiejszego dnia próbując się uspokoić – na próżno. Łzy nadal spływały po jej policzkach, a w głowie siedziały docinki dawnych znajomych. Jej ręce trzęsły się jak nigdy w dodatku nie mogła zapanować nad własnym ciałem. W końcu jej się udało. Wstała podpierając się o ścianę i jak najszybciej opuściła mury szkoły siadając na schodach przed nią. Zrobiło jej się lepiej, gdy wiatr owiał jej twarz, a słońce ją lekko ogrzało. Wymusiła uśmiech i spojrzała na zegarek w telefonie. Miała jeszcze wiele czasu zanim Justin skończy trening, więc nie zamierzała czekać tutaj sama. Wstała i ruszyła w kierunku postoju taksówek. Niby droga do domu nie trwałaby długo, ale bała się iść dość długi kawałek w jej stanie. Znalazła wolną taksówkę i wsiadła w nią podając adres kierowcy. Po niecałych dziesięciu minutach była w domu. Zamknęła za sobą drzwi i skierowała się do swojego pokoju. Rozejrzała się dookoła a wzrok utkwiła w czarnej, podróżnej torbie. Wyciągnęła ją spod łóżka i otworzyła na środku pokoju zaczynając wybierać rzeczy, które będą jej potrzebne. Na szczęście walizka była pojemna i zmieściła wszystko. Bella z udawanym entuzjazmem popatrzyła na rodzinne zdjęcia i westchnęła. Brakowało jej ciepła, lecz nie zamierzała się nad sobą rozczulać.
- Będzie co ma być. – szepnęła do siebie schodząc po schodach z walizką w ręce. Postawiła ją na ziemi a sama ubrała buty i zabrała kartę kredytową, którą zostawili jej rodzice na wszelki wypadek. Chociaż raz zrobili coś dla niej dobrego. Schowała ją do kieszeni i po raz ostatni pomyślała czy ma wszystko czego potrzebuje. Tak jej się zdawało. Chwyciła walizkę i pociągnęła ją za sobą do wyjścia. Kiedy miała stawić ostatni krok i otworzyć drzwi klamka drgnęła sama i pojawił się Justin. Spojrzał na blondynkę zdezorientowanym wzrokiem a za chwilę na jej walizkę.
- Co Ty robisz ? – zapytał zostawiając blondynce drogę swoim ciałem. Stali niebezpiecznie blisko siebie. Bella przełknęła ślinę i zaczęła ignorować ich bliskość.
- Robię to o co prosiłeś. – odparła obojętnie zwiększając ucisk na rączkę od walizki. Ułożyła usta w wąską linię i spojrzała chłopakowi prosto w oczy, które powoli zaczynały tracić swój blask.
- Przecież nie musisz - się wyprowadzać. – zapewnił chłopak uśmiechając się przyjaźnie a jednocześnie kładąc dłoń na ramieniu blondynki.
- To od dawna nie jest mój dom. – odpowiedziała próbując wyminąć chłopaka.
- Nie pożegnasz się ? – zapytał ze smutkiem widząc, że nic już nie zdziała po czym wyciągnął przed siebie ręce.
- Darujmy to sobie. – rzuciła niewzruszona przeciskając się przez drzwi. Kiedy opuściła mury domu poczuła się inaczej. Zaczerpnęła powietrza i bez trudu się uśmiechnęła, gdyż była z siebie dumna. To był pierwszy krok do wyrzucenia Justina z jej życia.

"Wszystko się zmienia, to nie znaczy, że na lepsze.Trzeba sprawić, by było lepiej. Nie można tylko gadać i mieć nadzieję, że samo się poprawi"


* * *


Nie potrafię się skupić. Pewnie widać to w całej notce, za co cholernie przepraszam. Dziękuję też za tak DUŻĄ liczbę obserwujących, a także za komentarze od Was. :) Teraz widzicie jak wszystko ma ze sobą powiązanie ? Myślę, że historia nie jest wcale najgorsza.

Odnośnie komentarza od RealMe - nie nie myślałam nad książką i wątpię, że coś takiego kiedyś ode mnie wyjdzie. :)
Tagi: opowiadanie5
02.11.2012 o godz. 14:58
thatbeeasy
Dobiliście do 200 !
Dziękuję !


Wzięła głęboki oddech od razu wyczuwając w powietrzu zapach, którego nienawidziła. Skrzywiła się układając usta w grymasie. Czuła się bezpieczniej, było jej nawet cieplej. Nadal czuła drganie każdego nerwu w swoim ciele. Nie potrafiła nad tym zapanować, więc postanowiła ignorować to przez jakiś czas. Skupiła swój mózg na dźwiękach, które można było usłyszeć gdzieś wokół niej. Bez problemu rozpoznała pikanie respiratora z prawej strony. Westchnęła cicho i powoli wszystko zaczęło do niej docierać – w kawałkach. Pamiętała dlaczego tutaj jest, ale nie potrafiła rozróżnić co teraz jest prawdą. Poprawiła się na łóżku próbując unieść swoje pozornie lekkie ciało, jednak najdrobniejszy ruch sprawiał jej trudność. Nagle przez serce przeleciały jej tysiące uczuć jakie czuła jeszcze chwilę temu. Przełknęła ślinę zadając sobie jedno pytanie – Co z Justinem? Walczyła ze sobą, aby choć na chwilę otworzyć oczy. Po niecałych kilku minutach udało jej się.
W pomieszczeniu było dosyć ciemno, więc z łatwością przyzwyczaiła swoje oczy. Westchnęła cicho czując znaczący ból głowy. Uniosła jedną z rąk i złapała się za nią. Nie martwiła się o siebie. Pomału rozumiała każdy gest Justina, rozumiała jego zachowanie. Chciała z nim porozmawiać, ale wcale nie żałowała tego jak postąpiła, żałowała, że nie umarła, bo przecież to był cel jej działania. Justin musiał jej we wszystkim przeszkodzić. Zagryzła wargę z przypływu nagłej złości, gdy w tym samym momencie usłyszała ciche odkaszlnięcie. Ostrożnie obróciła głowę i zatrzymała wzrok na ciemnej postaci stojącej w drzwiach do pomieszczenia. Serce Belli zabiło szybciej, przyjrzała się dość wysokiej sylwetce chłopaka. Czarne, luźne spodnie idealnie komponowały się z białą koszulką. Na chwilę zamknęła oczy myśląc, że nabierze choć trochę odwagi, lecz myliła się. Otwarła je z powrotem. Brunet znalazł się znacznie bliżej jej. Mogła dostrzec jego świecące, czekoladowe tęczówki. Ich widok uszczęśliwiał ją do tego stopnia, że czuła się całkowicie zdrowa. Nabrała powietrza w płuca i powoli wyjąkała parę słów osłabionym głosem :
- Justin, ja …
Chłopak energicznie znalazł się przy niej i złapał jej dłoń czule patrząc w jej zmęczone oczy. Wolną rękę pogłaskał jej blond włosy i delikatnie się uśmiechnął ciesząc się, że nic jej nie jest i nadal może oglądać jej piękną twarz. Pozwolił, aby głucha, ale przyjemna cisza otuliła ich obojga.
- Cieszę się, że nic Ci nie jest. – wyszeptał cicho brunet swoim idealnie męskim, głębokim głosem, który Bella uwielbiała. Gdyby miała wystarczająco odwagi odpowiedziała by to samo, ale jedynie pozwoliła sobie na lekki uśmiech i nadal wpatrywała się ciemne oczy swojej prawdziwej miłości, której wcześniej nie potrafiła docenić. Teraz wiedziała, gdzie popełniała błąd i więcej tego nie zrobi. Uniosła swoją bladą dłoń i ułożyła ją na policzku chłopaka, który po chwili przymrużył oczy delektując się jej dotykiem. Kciukiem przejechała po gładkiej skórze chłopaka. Teraz czuła żal, który zżerał ją od środka. Dobrze widziała, że już nigdy by tak nie postąpiła. W końcu miała nadzieję, że wszystko się ułoży. Ponownie uniosła kąciki ust. Tym razem jeszcze wyżej – choć wiedziała, że leży w szpitalu, w nie najlepszym stanie, z nie najlepszą przyszłością to czuła się szczęśliwa, gdyż czuła po raz pierwszy od dawna, że będzie dobrze, że może teraz we dwoje sobie poradzą.
Idealny nastrój przerwał nagły dźwięk telefonu komórkowego. Z pomieszczenia od razu zniknęła magiczna atmosfera. Bella cicho westchnęła i opadła z powrotem na szpitalne łóżko. Justin również szybko się wyprostował i sięgnął do kieszeni po swój telefon. Kątem oka spojrzał na wyświetlacz i dopiero po chwili odebrał biorąc głęboki wdech. Przyłożył telefon do ust i wsłuchał się w głos osoby po drugiej stronie. Odszedł trochę dalej od łóżka blondynki i ze spokojem przyległ plecami do zimnej ściany. Spuścił głowę skupiając wzrok na swoich butach. Ponownie wziął oddech, tym razem krótszy i otworzył usta.
- Przepraszam True. – wyszeptał pomału marszcząc czoło. W jego głosie było słychać ogromną skruchę. W pomieszczeniu znów zagościła cisza. Bella wsłuchała się w swój nierówny oddech próbując ignorować rozmowę bruneta, jednak nie potrafiła. Potarła swoje czoło i skupiła się na oknie, za którym powoli zapadał zmrok. Zastanawiała się jak wiele czasu tutaj spędziła, jak wiele czasu straciła, przez swoją głupotę. Westchnęła obracając wzrok w stronę Justina, który cicho przytakiwał do głośnika w komórce.
- Naprawdę przepraszam, niedługo wrócę. – obiecał poprawiając uniesione włosy. Przeczesał je parę razy rękę sprawiając, że weszły między jego palce. Przy końcu rozmowy ponownie wspomniał, że przeprasza i pożegnał się z rozmówcą. Odstawił telefon od ucha i spojrzał na jego wyświetlacz robiąc przedziwną minę. Nabrał powietrza w płuca. Zapewne zdziwił się widząc godzinę jaka widniała na telefonie. Schował urządzenie do kieszeni a następnie wypuścił powietrze z ust. Uniósł głowę i ze smutkiem w oczach spojrzał na blondynkę czekającą na jakiekolwiek słowo. Dobrze wiedziała, że już niedługo ponownie zostanie sama, ale tym razem to odczuje, gdyż nie zapowiadało się na to, iż tej nocy zaśnie. Przełknęła cicho ślinę i nadal analizowała zachowanie chłopaka, który zdążył wbić wzrok w ziemię i schować ręce do kieszeni. Teraz, zachowywał się inaczej. Mogła to dostrzec od razu. Jego twarz też wyglądała inaczej. Jego oczy przestały jaśnieć, a z ust zszedł uśmiech. Bella również posmutniała widząc nastrój chłopaka.
- Powinienem się zbierać. – powiedział chłopak sprawiając, że jego głos odbił się echem o ściany pomieszczenia. Uniósł głowę i powoli spojrzał na dziewczynę. Widząc jej smutek podszedł do niej i delikatnie objął schylając się. Pogłaskał jej policzko i złożył krótki pocałunek na jej czole. Następnie wyprostował się i uśmiechnął się do niej przez ramię wychodząc z pokoju. Kiedy straciła go z oczu ogarnął ją chłód, był jej źródłem ciepła i miłości. Ułożyła głowę na białej, pierzastej poduszce wzdychając a także zamykając przy tym oczy. Nawet nie przypuszczała, że tej nocy sen znuży ją tak szybko.

Obudziła się nad rankiem. W pomieszczeniu było bardzo jasno, lecz nie przeszkadzało to nastolatce – wręcz przeciwnie – wprawiło ją to w jeszcze lepszy nastrój. Uśmiechnęła się słodko i spojrzała na otwarte okno, przez które wlatywało świeże powietrze szarpiąc białą zasłonę. Rozejrzała się po pokoju. Dostrzegła, że nie była w nim sama. Po lewej stronie jej łóżka stał mężczyzna w białym fartuchu. Bella domyśliła się, że to lekarz, więc uznała, że ma się czego bać. Przeglądał on jej wyniki badań. Nagle spojrzał na nią i zaczął rozmowę :
- Miałaś wiele szczęścia Bello – odezwał się z westchnieniem dość młodo wyglądający lekarz siadając na rogu jej łóżka. Uniósł wysoko swoją twarz i badawczo przyglądał się blondynce, która znieruchomiała wsłuchując się w monotonne bicie swojego serca. Oczy lekarza tajemniczo błyszczały. Nie minęło kilka sekund a odezwał się grubym tonem głosu :
- Nie chcę być wścibski, ale powiedz mi Bello dlaczego próbowałaś się zabić ?
Dziewczyna przełknęła ślinę i odgarnęła kosmyk włosów ze swojej twarzy. Analizowała w głowie pytanie i najskuteczniejszą odpowiedź choć trochę mijającą się z prawdą, lecz nie mogła takowej wymyślić. Spuściła wzrok na swoje splątane palce u rąk i zagryzła ze zdenerwowania wargę. Spojrzała na lekarza czując jak jej ciało zaczyna się trzęś .
- Nie mam konkretnego powodu. – wyjaśniła próbując zabrzmieć jak najbardziej wiarygodnie. Młody mężczyzna przytaknął na odpowiedz nastolatki nie spuszczając jej z oczu, lecz wiedziała, że mężczyzna jej nie uwierzył.
- Twój czyn nie jest powiązany z ciążą ? – zapytał podnosząc ton głosu i jedną z brwi. Blondynka automatycznie i energicznie spojrzała na niego wytrzeszczając oczy. Zmarszczyła czoło i zupełnie nie wiedziała co powiedzieć. Bezruch ogarnął jej ciało, każdą jej komórkę. Przełknęła głośno ślinę i poważnym tonem zapytała :
- Jaką ciążę ?
Młody lekarz pokręcił głową i spuścił ją w dół. Podrapał się po skroni zamykając oczy. Bella wyczekiwała odpowiedzi a w jej głowie panował chaos, którego nie potrafiła okiełznać. Nie rozumiała przebiegu tej rozmowy, która wymykała się spod kontroli. Zaczęła drapać skórki od paznokci a potem powoli je odrywać. Lekarz przeniósł wzrok na jej palce i cicho westchnął.
- Jesteś w wczesnej fazie ciąży. – odparł unosząc głowę na przyszłą, młodą matkę. – Zagrożonej ciąży. – poprawił się po chwili patrząc wprost w oczy blondynki, dla której chwilowo świat się zatrzymał. W jej głowie brzmiało na okrągło jedno zdanie. Szybko schowała twarz w dłoniach przypominając sobie noc z Niall’em. Pokręciła z niedowierzaniem głową czując jak z jej oczu zaczęły spływać łzy. Nie rozumiała w tym momencie niczego. Zalazła się łzami, których nie potrafiła powstrzymać. Młody lekarz widząc płaczącą dziewczynę przybliżył się do niej i objął ramieniem.
- Musisz o siebie dbać. – szeptał jej do ucha kołysząc blondynkę na boki, jednak ona nie słuchała ani jednego zdania jakie wypowiedział. Czuła jak jej życie wali się jak domek z kart z lekkim podmuchem wiatru. Wiedziała, że wszystko się zmieni. Ponownie uroniła parę łez wtulając się w fartuch lekarza. To była najgorsza wiadomość jaką w życiu usłyszała. Jest w ciąży, jest w ciąży, z chłopakiem, którego nie kochała, a z którym się przespała. Złapała się za czoło nie mogąc wytrzymać napięcia w swojej głowie. Wszystkie części ciała ją bolały. Teraz, kiedy miało się wszystko ułożyć pomiędzy nią a Justinem pojawia się kłopot nie do pogodzenia, który zniszczy wszystko. Wzięła nierówny oddech i oddaliła się od ramienia mężczyzny. Kawałkiem kołdry obtarła swoją mokrą twarz i podciągnęła nosem.
- Teraz nie jesteś już sama. Teraz, ktoś będzie Cię bardzo potrzebował. – powiedział czule lekarz patrząc z współczuciem na młodą dziewczynę. Bella jedynie bezradnie mruknęła i wyprostowała się siadając na łóżku. Dobrze wiedziała, że co się stało to się nie odstanie. Musi stawić temu czoła i choć nie wyznawała żadnej religii to nawet przez chwilę nie pomyślała, aby pozbawić to dziecko życia. Nabrała powietrza w płuca i odsunęła kawałek bluzki, aby spojrzeć na swój brzuch. Wiedziała, że nie ma zbyt wiele lat, że sama może sobie nie poradzić, ale wszelką nadzieję pokładała w Justinie, który jeszcze nigdy jej nie zawiódł. Zamknęła na chwilę oczy i głęboko oddychała marząc, aby jej życie stało się normalne i poukładane.
Po paru ciężkich dniach mogła opuścić mury szpitala. Stała przy dość niewysokim łóżku, na którym jeszcze niedawno leżała i pakowała swoją piżamę jaką przywiózł jej Justin. Była ubrana w krótkie, czarne spodenki i lekką bluzkę włożoną w środek spodni. Oddychała pomału, w dodatku nie czuła się samotna, lecz bała się rozmowy z Justinem, bała się kilku kolejnych godzin jej życia, bała się przyszłości, ale postanowiła stawić jej czoło, dla tego maleństwa. Delikatnie uśmiechnęła się pod nosem i przewiesiła sportową torbę przez ramie. Parę razy okręciła się wokół siebie i przyglądnęła się pomieszczeniu. Jej wzrok zatrzymał się na oknie za którym przyroda tętniła życiem, zupełnie jak całe jej kochane miasto. Choć ostatnie miesiące nie należały do najlepszych jej w życiu miała nadzieję na poprawę. Z dobrym nastojem skierowała się do wyjścia z sali. Długim korytarzem przeszła do recepcji i odebrała wypis oraz wszelkie wyniki badań. Westchnęła z ulgą kiedy kierowała się w stronę windy, aby zjechać na dół i zostawił to miejsce za sobą. Przeszła obok rozmaitych sal, na których przez małe szparki w drzwiach mogła dostrzec chorych ludzi, którym naprawdę współczuła. Przysięgła sobie, że będzie szanować swoje życie choćby nie wiem co.
- Powodzenia. – usłyszała za sobą znany jej głos. Odwróciła się na chwilę i ujrzała młodego lekarza uśmiechającego się do niej. Odwzajemniła gest i radośnie odpowiedziała :
- Dziękuję.
Weszła do windy i nacisnęła przycisk, który miał ją skierować na parter. Po niecałych dziesięciu sekundach wychodziła z ciasnego pomieszczenia kierując się w stronę wyjścia z budynku. Dobrze wiedziała, że Justin nie będzie na nią czekał. Westchnęła cicho stając na wysokich, marmurowych schodach. Uśmiechnęła się leciutko czując wiatr w swoich blond włosach i promienia słońca na swojej twarzy. Ruszyła po schodach w dół trzymając się metalowej poręczy po jednym z boków. Kiedy znalazła się na samym dole rozejrzała się dookoła szukając jakiejkolwiek taksówki. Niecały kawałek stała przez nią. Szybkim krokiem przeszła w jej kierunku. Wsiadła do jej wnętrza i pokierowała mężczyznę siedzącego za kierownicą do jej domu, w którym jak miała nadzieję czekał Justin. Cały czas wpatrywała się w mijane przez samochód domy i liczne parki nie mogąc już usiedzieć w miejscu. Cieszyła się na spotkanie z brunetem, tak jak nigdy. Miała nadzieję, że pozwoli jej się gdzieś zabrać, a wtedy będzie mogła mu powiedzieć całą prawdę. Cicho mruknęła pod nosem. Samochód stanął. Bella szybko wyszła z pojazdu i podeszła do okna kierowcy podając mu pieniądze za przejechaną drogę. Uśmiechnęła się delikatnie w jego kierunku i obróciła się twarzą do domu. Wzięła oddech i postawiła pierwsze kroki. Po chwili znalazła się przed drzwiami do domu. Zamknęła oczy kładąc rękę na klamce. Nacisnęła ją i otwierając oczy weszła do środka. W środku panował przyjemny półmrok a w powietrzu unosił się zapach perfum Justina. Bella szeroko się uśmiechnęła i czym prędzej zamknęła drzwi odkładając torbę na dywan. Ściągnęła buty i przeszła do salonu, w którym nikogo nie było. Zdziwiła się. Miała nadzieję, że właśnie tutaj będzie na nią czekał. Wyszła z pomieszczenia i skierowała się do jego pokoju. Weszła na schody i szybkim tempem pokonała dystans. Stanęła przed drzwiami do jego pokoju i zapukała w nie. Nikt nie odpowiedział. Ponowiła czynność, lecz i tym razem nikt nie odpowiedział. Zdezorientowana nacisnęła na klamkę i uchyliła drzwi. Wślizgnęła się do środka i obejrzała dookoła. W pokoju nikogo nie było. Posmutniała, ale po chwili usłyszała dźwięk otwieranych drzwi wejściowych. Szybko zamknęła pokój Justina i zeszła po schodach mając nadzieję, że brunet pojawi się z bukietem kwiatów, specjalnie dla niej. Wzięła głęboki oddech i zeszła z ostatniego stopnia stając naprzeciw wejścia do domu w małym korytarzu. Jej mina zbladła kiedy zobaczyła przepiękną brunetkę obok Justina. Oboje zdejmowali buty uśmiechając się do siebie. Po chwili wyprostowali się i niepewnie spojrzeli na Bellę. Brunet pociągnął swoją towarzyszkę za rękę mówiąc ciche cześć swojej przyrodniej siostrze. Blondynka ani drgnęła. Była w szoku. Czuła jak pomału coś ją dusi od środka. Uznała się za głupią. Przecież mogła się domyślić kto to jest True i dlaczego dzwoniła do jej Justina o tak późnej porze. Bella usiadła bezradnie na schodach i zakryła twarz dłońmi. Nie mogła to uwierzyć, bo tego się właśnie obawiała. Stało się to co uważała za nierealne. Teraz, kiedy zrozumiała swoje postępowanie i doceniła Justina – straciła go. Zrezygnował z niej, była dla niego zbyt odległa i nieosiągalna. Uroniła parę łez wiedząc, że wszystko jest jej winą. Wciągnęła powietrze i powędrowała na górę nie mogąc znieść ciągłego śmiechu dochodzącego z salonu. Kiedy doszła na górę skierowała się do swojego pokoju i zamknęła za sobą drzwi. Podeszła do okna i otworzyła je bardzo szeroko. Świeże powietrze obmywało jej twarz. Przełknęła parę razy ślinę obiecując sobie, że będzie silna. Myliła się. Odeszła od okna i skierowała się do szafy. Otworzyła ją a po chwili w rękach miała pudełko papierosów. Wyciągnęła kilka z nich i już miała zapalać, gdyż przypomniały jej się słowa lekarza – Teraz nie jesteś już sama. Teraz, ktoś będzie Cię bardzo potrzebował. Patrzyła na papierosa i nie potrafiła go zapalić. W końcu odłożyła go na okno i zamknęła oczy delektując się powietrzem. Wiedziała, że nie mogła tak tego zostawić. Zacisnęła ręce w pięści i czym prędzej opuściła pokój. Schodząc na dół próbowała wyobrazić sobie przebieg rozmowy z Justinem, ale nawet nie wiedziała jak zacząć. Stanęła w salonie i na palcach podeszła nieco bliżej.
- Justin. – zwróciła się do chłopaka, który po chwili obrócił się w jej stronę z obojętnym wyrazem twarzy. – Możemy pogadać ? – zapytała spoglądając na bruneta, który przytaknął. – Na osobności. - dodała po chwili patrząc na ciemne włosy dziewczyny obok miłości jej życia. Justin wyszeptał parę słów do ucha brunetki i wstał z kanapy kierując się za sylwetką Belli. Oboje znaleźli się w kuchni.
- Więc o czym chcesz porozmawiać ? – zdziwił się. Blondynka zmieszała się na te słowa. Delikatnie zagryzła wargę i objęła się ramieniem. Stali naprzeciw siebie i bez problemu czytali sobie z oczu.
- O tym co się działo w ostatnim czasie. – odparła nieśmiało spoglądając zawstydzona na brata. Justin pokiwał twierdząco głową i nie spuszczał z niej wzroku, choć tak naprawdę od początku miał przygotowaną odpowiedź, gdyż wiedział, że taka rozmowa się odbędzie. Oparł się łokciem o blat kuchenny i nadal wpatrywał w przybraną siostrę.
- Bella, posłuchaj. – zaczął wracając do poprzedniej pozycji. Podszedł nieco bliżej dziewczyny i złapał ją za rękę. – To wszystko minęło. Ja ułożyłem sobie życie, a teraz twoja kolej. Masz możliwości, urodę i rozum, więc nie zmarnuj niczego i walcz o swoje życie. – odparł chłopak delikatnie uśmiechając się w stronę blondynki. Po chwili puścił jej rękę i oddalił się od niej znikając za drzwiami. Wiedziała, że było to pożegnanie i definitywne zakończenie, nierozpoczętej miłości, która mogła trwać na wieki.

* * *



Nie wierzę. Poważnie. Napisałam rozdział w niecałą godzinę, w dodatku spontanicznie i naprawdę uważam, że chyba raczej się udał. No co ? Życie Belli się komplikuje. Przepraszam jeżeli pomyślicie, że ściągam od maggieblue, ale miałam to już ułożone na początku historii, więc nie bądźcie złe. Na pewno wszystko w obu opowiadaniach potoczy się inaczej, a jestem tego pewna. Cóż, mam pomysł na następne 5 rozdziałów, teraz muszę je tylko napisać. Dam radę, w końcu niedługo długi weekend :)
Dziękuję ślicznie za 27 komentarzy, które chyba była najlepszymi jakie w życiu od Was dostałam, dlatego rozdział dedykuje wszystkim, którzy dodali pod ostatnią notką komentarz. Dziękuję szczególnie za te długie, które aż sprawiły, że czytałam je kilka razy. Proszę, rozdział dla Was ? Myślicie, że Bella sobie poradzi ? Cieszycie się, że Justin żyje ? Czego oczekujecie od rozdziału 18 ?
Piszcie w komentarzach jak oceniacie rozdział, nie wymagam od Was komentarzy, dostanę ich tyle na ile zasługuje. :) Jeszcze raz ogromne dzięki ! <3

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz